środa, 15 czerwca 2016

Recenzja płyty "Amaryllis".

Siemka!
To znowu ja. Jako że bardzo podjarałam się opcją publikacji postów o ustalonej porze - piszę teraz, jak tylko najmniejsza iskierka natchnienia się we mnie pojawi, byle tylko planować te wpisy, a potem zacierać rączki i patrzeć, jak pościo się sam publikuje.
Dzisiaj przychodzę z recenzją albumu Amaryllis zespołu, który zapewne każdemu z blogosfery jest obcy. Zwie się on Shinedown, który takiemu jak ja słuchaczowi zarówno klasycznego, jak i alternatywnego rocka przypadnie do gustu. Muzyka jest tak luźna, a równocześnie ściska za uszy, krzycząc: "TO JEST TOOO!", że ciężko uwierzyć, jak Shinedown świetnie łączy ostre nuty i brzmienia będące balsamem na ludzką duszę. Uwielbiam tę bandę, płyta rzadko kiedy będzie zakurzona. Kończąc wstęp, zacznijmy recenzję. 
>>>JEŚLI CI SIĘ SPODOBA, ZAJRZYJ TEŻ NA RECENZJĘ THAT'S THE SPIRIT, KTÓRĄ WYKONAŁAM TUTAJ!<<<


(Wybaczcie krzywiznę).

Symbol omawianego albumu wygląda właśnie tak. Nie jestem pewna, jaką i czy w ogóle kryje w sobie symbolikę, ale mamy tu m. in. poroże, koniki morskie, kotwice, nietoperze. Związku nie widzę. Natomiast okrąg dookoła wnętrza składa się z różnokolorowych dłoni chwytających się nawzajem (niektóre są nawet owłosione, ale takich szczegółów nie da się zobaczy na tym pełnym jakości zdjęciu). Sam środek to literka S (Shinedown).

Żywię nadzieję, że to nie groźne znaki szatana


(Życiowy tekst).

Oznacza to tyle, co "nie bądź delikatny, bądź ogromny i znakomity". Głębszej interpretacji możecie dokonać w komentarzu.


W naszej książeczce obowiązkowo znajdują się teksty piosenek. I tu się pojawia wykrzyknik. Jeszcze nigdy nie widziałam tak pogmatwanego ułożenia tekstu. Czyta się ciągle od lewej do prawej, ale nie dość, że literki są malutkie (co się często zdarza, poza tym jak inaczej mogli zmieścić teksty? O to nie winię, ale...), to to czytanie od lewej do prawej jest do samego końca. Po prostu na całą szerokość książeczki. Przez to jak zlatujesz z linijki na linijkę, śledząc śpiewankę naszego Brenta Smitha, gubisz się niczym w gąszczu dzikiej dżungli. To jest po prostu kłopotliwe.

Oto nasza lista utworów:

1. Adrenaline.
2. Bully.
3. Amaryllis.
4. Unity.
5. Enemies.
6. I'm not alright.
7. Nowhere Kids.
8. Miracle.
9. I'll follow you.
10. For my Sake.
11. My Name (Wearing Me Out).
12. Through the ghost.

Moimi ulubieńcami jest pierwsza piątka. Także możemy je szybko omówić.

ADRENALINE

"What part of living says you gotta die?"

Utwór szybki, ostry, mocny, jak sama nazwa wskazuje. Już od pierwszych nutek słyszymy, że "łooo" (jeśli mnie rozumiecie). Adrenaline jest chyba najmocniejszą piosenką z płyty. Enemies jest zaraz po niej, potem jeszcze Bully. 
Polecam odsłuchać. Odsyłam do tekstowa, gdzie piosenka jest dostępna (bez ograniczeń wiekowych!)


BULLY

Ten taki bardziej życiowy, tak powiem. O tyranie, w skrócie mówiąc.
Bardzo mi się spodobała ta piosenka, bo tak łatwo wpada w ucho. Mogę chodzić po domu i śpiewać ją w nieskończoność.
Znowuż odsyłam do tekstowa.


 AMARYLLIS

"Ask yourself now
Where would you be without
Days like this
When you finally collide
With the moment you can't forget"

Oto po dwóch nieco mocniejszych utworach przychodzi ukojenie. Amaryllis - taka piosenka, której można posłuchać w każdej chwili. Na gniew, na płacz, na śmiech, na "ot tak sobie". A propos, Amarylis to taki kwiat.
Jak zwykle odsyłam do tekstowa, byście od razu mogli także zapoznać się z tekstem.


UNITY

"And in the blink of an eye the past begins to fade"

Znowu coś delikatniejszego. Przyjemne dla ucha, tekst też mi się podoba. Jest taki pokrzepiający.


ENEMIES

"It's a cold, cruel, harsh reality
Caught, stuck here with your enemies"

To druga piosenka Shinedown, którą poznałam (dla ciekawych: pierwszą było "Cut the Cord", którego nawet a tej płycie nie ma. Poleciało sobie na rock radiu, to się zasłuchałam. Trzecią jest "Her Name is Alice", które stało się jedną z moich ulubionych piosenek).
Do dziś mi się podoba tak samo. I ten teledysk, on jest po prostu boski. 


Resztę utworów również z łatwością znajdziecie na YT, jeśli te tutaj omawiane przypadły Wam do gustu.

To już wszystko! Do zobaczenia w następnym poście. 
Skusicie się, by posłuchać piosenek? Jaki macie stosunek do metalowej i rockowej muzyki? (Bo ja już nie umiem słuchać żadnej innej).

Skoro już jesteśmy przy takim temacie, pewnie wkrótce pojawi się również na blogu recenzja Quantum of Enigma, czyli najcudowniejszego najpiękniejszego najśliczniejszego albumu zespołu Epica, na który moje serce ma ostatnio fazę.
Pa!

~Alczens.

3 komentarze:

  1. Nigdy nie słyszałam o tym zespole. Może dlatego, że to nie za bardzo moje klimaty, chociaż czasami jest fajnie posłuchać rocka xd Najbardziej podoba mi się Adrenaline - jest taka dynamiczna, aż chce mi się do niej tańczyć ;P A głos wokalisty skądś mi się kojarzy, tylko nie wiem skąd.. no nie wiem xd
    Pozdrawiam,
    BookGirl

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak przypuszczałaś nigdy nie słyszałam o tym zespole, ale przesłuchałam kilka piosenek i powiem Ci, że nawet mi się podoba! :) Lubię od czasu do czasu słuchać rocka, do tej pory słuchałam polskiego, ale zawsze to coś nowego. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super recenzja :)

    Poklikasz w linki? Odwdzięczam się :)
    http://bedifferent-ania.blogspot.com/2016/06/romwecom.html

    OdpowiedzUsuń

NIE BAWIĘ SIĘ W OBSERWACJĘ ZA OBSERWACJĘ!
Z chęcią odwiedzę Twojego bloga, jeśli zostawisz link w komentarzu :)
Komentarze dają ogromną motywację! Z góry za pozytywny dziękuję :)