wtorek, 25 sierpnia 2015

Stoliczku, nakryj się!

Jedzenie. Jedzenie. Jedzenie.

No tak. Czasami mam takie ataki zwierzęcego instynktu.

A tak w ogóle to cześć.



Ciacha, spaghetti, kotlety schabowe, ziemniaki, frytki, kurczak, majonez, jajka, naleśniki, placki, cukierki, lody... ja nie mogę. Przecież jedzenie to po prostu sztuka. To magia. To niesamowite odczucia, które dzięki naszym ukochanym kubkom smakowym mogą zostać odkryte. 



Jest kilka czynników tworzących z jedzenia coś wspaniałego, a konkretnie:

  • Wygląd.
  • Smak.
  • Zapach.
Zapewne zapomniałam o najważniejszych rzeczach, bo tak to mam w zwyczaju, ale już mniejsza  z  tym.

Opowiem teraz taką historię głodnej Ali z Paryża. Bolały mnie nogi, byłam zmęczona, a kochani Paryżanie akurat mieli cholerną siestę, co prowadziło do zamknięcia większości restauracji. Razem z moją ekipą rodzinno - przyjacielską wybrałyśmy się do jednej z niewielu otwartych knajp. Daleko od głównych dróg. Ale spodziewałyśmy, że jedzenie przynajmniej będzie miało smak. No cóż - czekał nas ogromny zawód. Moja siostra zamówiła "tagiatelle", które okazało się zwyczajnymi rurkami w sosie wyjątkowo gęstym jak na sos, ponoć śmietankowym. Ja zażyczyłam sobie udko kurczaka z sosikiem i frytkami (od pewnego czasu jestem wielbicielką frytek), tyle że to udko było KOMPLETNIE nieprzyprawione. Tylko frytki i sos były w porządku. Była do tego także sałata.
Ale co z tego, że jedzenie było okropne? Tam była głodna Ala. No cóż. Co tu dużo mówić. Zjadłam wszystko, co miałam na talerzu. Zmiotłam to. Sałata, kurczoj, frytki. No ale czy to wystarczy? O niee. Makaron siostry, która zjadła tylko kilka kęsów, również wylądował cały  w moim żołądku. Na dodatek podjadałam jeszcze danie mamy. Ja naprawdę nie wiem, jak to zrobiłam. Do dziś się zastanawiam, dlaczego po tej wyżerce byłam jeszcze głodna. A to NIE BYŁY małe porcje, przysięgam. 




A co jest miłością? Kotlet schabowy z frytkami. Ostatnio mam fioła na punkcie tego dania. Jem nawet największe porcje. Jesteśmy w restauracji, ja zamawiam kotleta, a kelner przynosi mi wielkie na cały talerz mięso. Rodzice zawsze mówią: "Ala ty chyba tego całego nie zjesz". A co się dzieje potem? Z prędkością całkiem sporą kotlet jest już w trakcie trawienia. 
I jeszcze zawsze jest mi gorąco po posiłku. I jestem cała spocona. To trochę dziwne, ale dla mnie jedzenie to jest po prostu sport i sztuka. Jestem obżartuchem. Łakomczuchem. Ale no co zrobić, jak widzisz spaghetti, do jasnej ciasnej?! Nie można się tak po prostu gapić!

Nawet pisząc tego posta, tu i teraz, jestem głodna. Zamierzam go opublikować dopiero jutro (dwudziesty piąty), ale wiedzcie, że zaraz pójdę zjeść brzoskwinię. Albo pojadę kupować zeszyty. Nie wiem, gdzie mnie życie pociągnie.
Do zobaczyska!

~Alczens.

2 komentarze:

  1. Haha, ze mnie zawsze się wszyscy śmieją, że mogę jeść frytki aż mi żołądek pęknie. ALE TO NIEPRAWDA!

    Ja zjem tak tylko do czterech misek :(

    OdpowiedzUsuń

NIE BAWIĘ SIĘ W OBSERWACJĘ ZA OBSERWACJĘ!
Z chęcią odwiedzę Twojego bloga, jeśli zostawisz link w komentarzu :)
Komentarze dają ogromną motywację! Z góry za pozytywny dziękuję :)